"Festiwal wolnej myśli" CSW




Ćwiczenia z surrealizmu


Dlaczego nie lubię surrealizmu? Właściwie trudno mówić tu o niechęci. Po prostu nie przekonuje mnie nazywanie głowy artysty niewyczerpanym źródłem inspiracji. Autarkiczność twórców surrealistycznych wydaje mi się pozorna, a powtarzanie niczym mantry słowa „wyobraźnia" niczego nie załatwia. Na ile za tworami wyobraźni idzie faktyczna eksploracja podświadomości i deptanie po piętach nieznanemu, a na ile jest to wykalkulowana rozgrywka, wykorzystująca konkretną estetykę?
Do zastanowienia nad tym tematem skłoniły mnie dwie wakacyjne wystawy: trwająca do końca lipca w londyńskim Parasol unit „In Utero" Jakuba Ziółkowskiego oraz „Festiwal Wolnej Myśli" Roberta Wałęki, którą do końca sierpnia oglądać można było w galerii Wejście CSW Zamek Ujazdowski.

Malarstwo Ziółkowskiego to popis literackiej narracji, podanej w bardzo atrakcyjnej wizualnie formie. W dopracowanych obrazach artysta przywołuje historie i światy tak różne, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Są bagna Louisiany i dalekowschodnie nostalgiczne krajobrazy, są kojarzące się z voodoo kościotrupy i antyczne motywy. Wszystko okraszone groteską i podlane formalną biegłością. Odnoszę jednak wrażenie, że obietnica sensu, o której pisała Dorota Jarecka w recenzji zeszłorocznej „Hokainy," również i tutaj się nie spełniła. Konwencja Ziółkowskiego staje się coraz bardziej widoczna i manieryczna, a narracje i opowieści splatające się w jego obrazach - przewidywalne.

Kwestią odrębną pozostaje techniczna biegłość Ziółkowskiego, którą podziwiać można w serii gwaszów. Mam wrażenie, że to w tym dość skromnym medium jego malarstwo sięga formalnych wyżyn, a treść staje się tylko pretekstem dla wysmakowanych kompozycji. Przywoływane przez niego historie w ogóle nie są - przynajmniej dla mnie - ciekawe, czego nie można  powiedzieć o układzie linii, dyspozycji plamy i wyczuciu materii.
Większość obiektów prezentowanych w Londynie jest znana polskiemu widzowi z wystawy „Hokaina", która odbyła się w zeszłym roku w Zachęcie. Najmłodszą pracą jest większa wersja obrazu „bez tytułu (do dziury)". W umieszczonej centralnie w dużym formacie czarnej dziurze w gęstych błotach powoli spływa świat malarza. Kawałki ubrań, części ciała, tort urodzinowy, rozmokła paczka fajek, bliźniaczki syjamskie i sam autor. Rozmywając się, nikną w centrum obrazu rzeczy codziennego użytku i motywy z jego wcześniejszych prac. Odpływ zasysa, połyka i wciąga poza ramy płótna. „In Utero" w tym wypadku wydaje się sugerować powrót do stanu prenatalnego. Przypomina mi się czarno-biała etiuda z „Porozmawiaj z nią" Almodovara, w której miniaturowy kochanek, wiedziony bardziej dziecięcym niż męskim instynktem, zanurza się w ciele kobiety i znika na zawsze.

Czy dla Ziółkowskiego tytuł jest tylko wymówką, czy też rzeczywiście zapowiada jakąś zmianę? Czy wejście, a właściwie spłynięcie, w czarny odpływ jest pierwszym krokiem na drodze do dalszej eksploracji podświadomości? Jaką potoczy się dalsza twórczość Ziółkowskiego, pokaże czas. Już teraz natomiast wydaje się jasne, że wystawa w Parasol unit była dobrze skrojoną eksportową ekspozycją prezentującą konwencję i osadzonego w niej artystę.
Znajdujący się w katalogu wystawy tekst Jakuba Banasiaka zdecydowanie legitymuje malarstwo Ziółkowskiego jako nowy surrealizm znad Wisły. Autor przywołuje pojęcia znane nam z historii sztuki polskiej po ‘89: sztuka krytyczna, popbanalizm, nowy realizm. Gdzieś w okolicy roku 2005 rozpędzona sztuka polska łapie zadyszkę, a krytyka milknie na moment, nie roszcząc sobie praw nadawania nazw nowym ruchom i nurtom. Na pomoc przychodzi stworzony przez Banasiaka nowy surrealizm, łamiący imperatyw krytyczny. Mam wrażenie, że zachodniemu widzowi prezentowana jest historia, której nie rozumie i najprawdopodobniej nie zrozumie.

Określone nurty, skonsolidowane grupy i podparte manifestami zjawiska w świadomości brytyjskiego widza należą do ubiegłego wieku, a ich systematyzacja kończy się na YBA. Swoista dojrzałość i indywidualistyczna samoświadomość artystów oraz krytyków w Wielkiej Brytanii objawia się ostrożnością w szafowaniu tego typu terminami, niechęcią do używania sformułowań, które w jednoznaczny sposób mają budować historię sztuki. Oczywiście ostrożność równie dobrze można rozumieć jako impotencję. W wypadku Londynu, skąd wywodzą się miękkie metody cultural studies oraz termin krytyczność opisany przez Irit Rogoff (nota bene wykładającą na słynnym Goldsmiths College), „świadoma ostrożność" wydaje mi się bardziej adekwatnym określeniem. To, jak różnie rozumiany jest surrealizm i jak różne - względem polskiego - przyjmuje on formy, oglądać można było podczas zeszłorocznej wystawy „The dictionary of received ideas", kuratorowanej przez szesnastu absolwentów studiów kuratorskich wspominanej wyżej szkoły.
Kurator wystawy „Festiwal Wolnej Myśli" - Stach Szabłowski nie udostępnił widzowi klucza do jej odczytania. Zgrabny tekst stawia nas przed otwartym zbiorem rzeźb, obiektów i obrazów, próbując zaledwie obrysować cienką linią obszar działania artysty. W pewnym momencie kreska załamuje się jednak i znika w parafrazie Bretona: „Sztuka będzie niejasna - albo nie będzie jej wcale" - pozostawiając widza twarzą w twarz z pracami, które wydają się odwzajemniać zdziwione spojrzenie.

Wałęka na przemian maluje, rzeźbi, dokleja, konstruuje i demontuje. Wielość form, technik i tematów wykorzystanych przez artystę  sprawiła, że w wystawie nie udało mi się złapać  wątku, który pomógłby poprowadzić narrację. Obiekty wibrowały, nie chcąc ułożyć się w całość, zlepić w jednolity język artystycznej wypowiedzi. Broniąc się przed uproszczeniem, piętrzyły chaos i wzmagały rozdrażnienie pojawiające się w trakcie ich oglądania. Na pewnym etapie błądzenia po ekspozycji kluczowe stało się dla mnie pytanie: jak się za to zabrać? Przekora oraz fakt, że wystawa odbywała się w nobliwych murach zamku, nie pozwalały od tej próby odstąpić.
Tekst kuratorski pobudza głód konkretu. Ciągnący się proces poszukiwania nie jest wartością samą w sobie, a cierpliwość widza wyczerpuje się raczej szybko. Do każdej z prac starałem się podchodzić metodycznie, dłubiąc, poszukując, zadając pytania i wsłuchując się w odpowiedzi. Podpowiedzi kuratora nie były tak jasne, jak można by oczekiwać. Duchy dadaizmu, surrealizmu i popartu krążyły nad wystawą bez większego wpływu na tematy poruszane przez artystę. Religia, kulisy tworzenia wizerunku, sztuka. Sztuka jako wytwór, potwór, bolączka, brzmiąca głosem cichym, załamującym się niczym ten, którym artysta recytuje umieszczone na wystawie poezje.

 Niektóre prace mimo czasu poświęconego na ich kontemplację, milczały jak grób - „Głowiana". Inne zaskakiwały swoją prostotą i przewidywalnością. Rozwiązania formalne zaproponowane przez Wałękę w obrazach „Eugenika pozytywna" czy „Ikona I połowy XXI wieku" wydały mi się zużyte i zbyt przegadane, żeby nieść za sobą jakąkolwiek treść. Poszczególne portrety sugerowały formalną bliskość malarzy „zmęczonych rzeczywistością". Nietrudno było zauważyć, że artyście nie w smak będzie to porównanie, stąd formalne wolty, którymi starał się odwieść widza od tego skojarzenia.

Udało mi się znaleźć prace, które po prostu zaskakiwały dorodnością formy: „Korek",  „Kazanie przed zmieleniem". Kontakt z innymi oferował refleksję nad wizerunkiem i perspektywą: „Religio bajka", „Warholineum". Miałem wrażenie, że w wypadku kilku dzieł tytułowa „wolna myśl" gdzieś się zagubiła i patrzę na efekt nie do końca zgodny z intencją artysty. Czy płótno wzięło nam nim górę? Czy instalacja wyzwoliła się spod jego woli? W pracach Wałęki nie wyczuwam ironii. Jest tam ścieranie się koncepcji, konfrontacja osoby z formą, artysty z własną twórczością i dotyczącymi jej obawami. W tym natłoku
na ponowoczesną ironię nie ma po prostu miejsca.

Już na poziomie środków formalnych wykorzystywanych przez Wałękę widać jakby niedopowiedzenie. Brak decydującej kreski. Jakby formaty obrazów miały być większe, a instalacje bardziej spektakularne. Wyczuwalna jest świadomość niemocy. Trudność w artykulacji treści krążących w głowie artysty. W jego obrazach, trochę jak w wierszach, formy gramatyczne mylą się, a składnia rozmywa w grze słów. Pojawia się  niepewność, zaniechanie. Gra na granicy zasad, podlewana niepokojem, nutą desperacji i chęcią określenia samego siebie.
Surrealizm to poligon nowych form, znaczeń i sytuacji. To tekst, w którym sens słów rozciąga się, miesza i gubi, dając asumpt nieznanemu, a zarazem akcentuje sam proces dochodzenia doniego. Wystawy Ziółkowskiego i Wałęki to dwie przeciwległe planety. Nietrudno jednak zauważyć, jak u obu artystów spotyka się idea nadrealnego. W wypadku Ziółkowskiego potencjał surrealistyczny obarczony jest jednak statusem artysty oraz związanymi z nim oczekiwaniami. Poszukiwania podporządkowują się pewnym uproszczeniom i konwencjom, a to, co podświadome, staje się nieoczywistą oczywistością. Natomiast Wałęka niczym „festiwalowa myśl" dryfuje po powierzchni form i treści, nie mogąc - a może nie chcąc - decydować się na konkret. Taka postawa w perspektywie surrealizmu jest jak najbardziej cenna. Oglądający jego prace odbiorca styka się z wytworem będącym poza konwencjami i granicami. W tym właśnie upatruje się największej wartości obiektów tworzonych przez Wałękę.

Surrealizm czytam jako kruchy lód, na który wejść powinien każdy artysta. Nie mówię tutaj
o estetyce, z mojej perspektywy równie betonowej, jak architektura powstająca w czasie międzywojennych lat świetności tego nurtu. Surrealizm to strategia wychodzenia poza strategię, tendencja do nietrzymania się tendencji i wskazówka, która myli tropy. Surrealizm to wreszcie nasza codzienna, swojska, przepełniona absurdem, polska rzeczywistość. Rzeczywistość, którą wdychamy, wchłaniamy, wycieramy spojrzeniami i badamy zmysłami. Ciężar surrealizmu skupia się na oddanej w pracach potyczce artysty z rzeczywistością. Użyta do tego forma może nas zwodzić, działając tyleż jako pole do interpretacji, co i granica. Granica, która, jak podkreślał wspominany wyżej Breton, w surrealizmie nie ma racji bytu1.
1.
  1. A. Breton, Limits not frontiers of surrealism [w:] Surrealism, red. Herbert Read, s. 153.
Festiwal wolnej myśli, CSW Zamek Ujazdowski



http://robertwaleka.blogspot.com, art, installation, Robert Wałęka
''Czas w dziurze''
foto.Mariusz Michalski

http://robertwaleka.blogspot.com
foto.Mariusz Michalski

http://robertwaleka.blogspot.com
foto.Mariusz Michalski

Robert Wałęka, painting, visual art
                           foto.Mariusz Michalski                     
     
http://robertwaleka.blogspot.com
foto.Mariusz Michalski

http://robertwaleka.blogspot.com
foto.Mariusz Michalski

http://robertwaleka.blogspot.com
foto.Mariusz Michalski

foto.Mariusz Michalski  

foto.Mariusz Michalski

  


 
''Vincent nasenny''  

O człowieku, technika mieszana, 63 x 90 cm, 2010

Picasso w reklamie truskawek,decoupage,dżins,akryl,długopis na płótnie,90x80cm,2010

Grobowczyk, akryl i marker na płótnie, układ scalony, śrubki, 30x30 cm, 2010
Bez tytułu,fotografie,akryl,masa plastyczna,rama 3D,32,7x26,8cm,2010


Robert Wałęka, contemporary art, CSW
SDR 6, technika mieszana, 2010

     This exhibition is Festival of Free Thought. And behind this festval is just one artist: Robert Wałęka a jung painter, graduate of the Warsaw Academy of Fine Arts in 2009. One artist and many thoughts: how is their freedom fulfill ?
    Wałęka is an artist in motion : he moves on from painting, travels throuhg assamblage, turns towards objects and collage; he seems to approach sculpture; in parallel, he writes poetry. In each work his art seems to start all over again, with different rules, at a different point of the map of creativity.
   At artist in motion leaves traces of associations. Surrealism, modern abstraction, pop, perhaps, above all, dadaism, even Władysław Hasior with his fairground assamblages; Wałęka achieves different points of reference, but remains nowhere for long. No work in his exhibition is like any other; every sentence he says must be separated, articulated in a different language.
   Wałęka is a young artist - and he carries the whole burden of sensitivity, arrogance, ambition, hope and therror associated with being a young artist. He wants to break rules and to question authorities; he doesn't want repeat himself. He wants everything - and is ready to try everything.
   Resstlessness, which is the force behind Wałęka's creative motion, drives him to dispute. His art is one great polemic: with image, with form, with beauty; and also with religion, with politicial status quo, with reality and his place in it. In short, Wałęka is in constant argument with art and the world. One against all, all against one - in the field of art such an (im)balance of power seems perfectly fair. In the struggle of the individual against the world there are no holds barred. Wałęka paint on canvas but for supporte he uses a patterned pillowcase. He mimics religious images, giving deities painted black halos with horns. Again and again he transcends the picture frame, tacks parts of mechanisms, things and objects to the canvas. He assembles and constructs his works of the literal sense of the world: he readily uses technical materials, silicone, plexiglass, foam PVC and wood, which he transform into unstable and temporary structures of his arts. Art which is a celebration of imperfection, unfulfilment, and abiguity. Wałęka, paraphrasing Breton, might say:"Art will be unclear - or there will be no art". Or, paraphrasing Neo Rauch:"If anyone undertstands my painting, it is be an unfortunate accident." Robert Wałęka's show might be viewed as a collectionof thought set in the form of visual pieces. Thoughts not yet understood or verbalized, but open and free - actually, the only thoughts probably worth thinking in the field of art.
   The spectacly of Wałęka's art is played out between grotesque and the intuitively visionary, between anger and irony, between imperative urge to create images and the iconoclastic instinct. For Wałęka is always ready to compromise and deny the work of art. To undermine its value by exposing the mediocrity of ist substance. To destroyed its authority by the intrusion of banal reality. To cloud its solemnity with an incorrect joke. Wałęka is so committed to art that he is ready to destroy it. What is left? Thoughts, of corse. A Festival of Free Thought
Curator : Stach Szabłowski.

     Wystawa jest Festiwalem Wolnej Myśli. Za tym festiwalem stoi tylko jeden artysta: Robert Wałęka; młody malarz, który ukończył warszawską ASP w 2009 roku. Artysta jest jeden, ale myśli dużo; jak realizuje się ich wolność?
   Wałęka to artysta w ruchu; wychodzi od malarstwa, wkracza na teren asamblażu, zakręca w stronę obiektów i kolaży; zdaje się, że zdąża w kierunku rzeźby; równolegle pisze poezje. Zdaje się też, że wraz z każdą pracą zaczyna swoją sztukę od nowa, na innych zasadach i w innym punkcie artystycznej mapy.
   Artysta w ruchu pozostawia za sobą ślady skojarzeń. Surrealizm, modernistyczna abstrakcja, pop, może nade wszystko dadaizm, a nawet Władysław Hasior ze swoimi jarmarcznymi asamblażami; Wałęka zbliża się do różnych punktów odniesienia, ale przy żadnym nie zatrzymuje się na długo. Na jego wystawie nie ma dwóch podobnych do siebie prac; każde wypowiedziane przez artystę zdanie musi być osobne i wyartykułowane w innym języku.
   Wałęka jest młodym artystą – i niesie ze sobą cały bagaż wrażliwości, arogancji, ambicji, nadziei i trwogi, które wiążą się z byciem młodym artystą. Chce łamać reguły i kwestionować autorytety; nie chce się powtarzać. Chce wszystkiego – i jest gotów wszystkiego spróbować.
   Napędem ruchu w twórczości Wałęki jest niepokój, który popycha artystę do polemiki. Jego sztuka jest jedną wielką polemiką z obrazem, z formą, z pięknem, a także z religią, z politycznym status quo, z rzeczywistością i swoim w niej miejscem. Krótko mówiąc, Wałęka pozostaje w sporze ze sztuką i ze światem. Jeden na wszystkich, wszyscy na jednego; na artystycznym polu walki taki stosunek sił wydaje się jak najbardziej fair. W tym pojedynku jednostki ze światem wszystkie chwyty są dozwolone. Wałęka maluje obrazy na płótnie, ale potrafi używać jako podobrazia wzorzystej poszewki. Przedrzeźnia święte obrazki, domalowując bóstwom czarne aureole z rogami. Co chwilę wychodzi poza ramy obrazu: doczepia do płócien fragmenty mechanizmów, przedmioty i obiekty. Montuje i konstruuje swoją sztukę, przy czym termin „konstrukcja” należy rozumieć tu dosłownie: Wałęka chętnie używa materiałów technicznych, silikonu, plexi, spienionego PCV, drewna, z których wznosi niestabilne i tymczasowe gmachy swojej twórczości. To twórczość, która jest celebracją niedoskonałości, niespełnienia, a także niejasności. Wałęka mógłby powiedzieć, parafrazując Bretona: „Sztuka będzie niejasna – albo nie będzie jej wcale”. Mógłby też powiedzieć, parafrazując Neo Raucha: „Jeżeli ktoś zrozumiał moje obrazy, to był to niefortunny wypadek”. Wystawę Roberta Wałęki można potraktować jak kolekcję myśli, zwizualizowanych w formie plastycznych prac. To myśli jeszcze niezrozumiane, niezwerbalizowane, otwarte i wolne – zresztą zapewne tylko takie myśli jest sens myśleć na polu sztuki.
   Spektakl sztuki Wałęki rozgrywa się między groteską i wizjonerską intuicją, gniewem i ironią, imperatywem tworzenia obrazów i obrazoburczym instynktem. Wałęka jest bowiem zawsze gotów skompromitować i zanegować dzieło sztuki. Podważyć wartość dzieła, ujawniając lichość jego materii. Zniszczyć jego autorytet, wpuszczając na teren dzieła banał rzeczywistości. Zmącić powagę dzieła niepoprawnym żartem. Wałęka jest tak zaangażowany w sztukę, że gotów byłby ją zniszczyć. Co wówczas zostanie? Oczywiście myśli. Festiwal Wolnej Myśli.

Kurator: Stach Szabłowski
http://csw.art.pl/index.php?action=aktualnosci&s2=1&id=403&lang

1 komentarz:

  1. Poszłam na tą wystawę jak zwykle z notesem, żeby sobie notować autorów i nie zorientowałam się od razu, że to prace jednej i tej samej osoby! :P

    Piesek-osesek wymiata. Wpatrywałam się w niego dłuższą chwilę.

    OdpowiedzUsuń